Droga Mamo! Drogi Tato!

Nie raz modlisz się za swoje dziecko, bo przecież chcesz dla niego jak najlepiej, by było szczęśliwe, zdrowe, by Pan mu błogosławił.

Jako Siostry Apostolinki, całe życie ofiarujemy dla powołań, aby młodzi ludzie znaleźli sens życia i odpowiedzieli na zaproszenie Boga do podjęcia misji życia jako małżonkowie, kapłani czy osoby życia konsekrowanego. Dlatego chcemy zaprosić Cię do włączenia się na dowolny czas do modlitwy o rozeznanie i wybór powołania dla Twojego dziecka.

Zachęcamy i zapraszamy do modlitwy, by nie brakło świętych małżeństw, kapłanów i osób konsekrowanych.
Zobowiązanie polega na codziennej modlitwie:
Zdrowaś Mario
Ojcze Nasz
i aktem strzelistym na zakończenie O Jezu Wieczny Pasterzu dusz naszych, wyślij dobrych robotników na żniwo swoje.

Zapraszamy do zgłoszenia się do dzieła modlitwy poprzez wypełnienie formularza.

Jeśli chcesz rozpropagować tę inicjatywę dalej daj znać. Prześlemy Ci materiały, którymi będziesz mógł się podzielić się ze swoją wspólnotą.



Świadectwo powołania o. Piotra Laskowskiego OP

„Jak to się stało, że jesteś dominikaninem?” i tym podobne pytania zdarzyło mi się już wielokrotnie usłyszeć w czasie mojej, jak na razie 8-letniej, przygody bycia zakonnikiem. Zwykle to pytanie zadawane z zaskoczenia, przy okazji różnego rodzaju rozmów i spontanicznych spotkań. Co ciekawe, odpowiedzi mogą być różne. Różne, ale wszystkie prawdziwe. Powołanie, przynajmniej tak jak ja rozumiem to słowo i jak je przeżywam, to jest w sumie kwestia całego życia. I jak to z człowiekiem i jego życiem bywa – wielowarstwowa: jest to co na zewnątrz, jest to co w środku, są też kwestie najbardziej prywatne, to co było w życiu stale, i to co się rozwinęło.

W moim przypadku ta warstwa zewnętrzna jest stosunkowo prosta i nieskomplikowana.  Dzięki mojej starszej siostrze, która jako studentka chodziła do dominikańskiego duszpasterstwa, trafiłem na liturgię Triduum Paschalnego – piękną, pełną śpiewów, rozbudowaną, a jednocześnie w najgłębszym sensie naturalną – wtedy wsiąkłem. Kiedy więc na modlitwie pojawiła się myśl o powołaniu kapłańskim, to wybór życia dominikańskiego był jedną z najbardziej oczywistych możliwości.

Wychowywałem się w katolickiej rodzinie i miałem tę rzadką i piękną – z perspektywy dorosłego człowieka to dopiero doceniam – możliwość, że modlitwy mogłem się uczyć od swojego taty. To wspaniały skarb na życie! Modliłem się więc od dzieciństwa (i to z takim nienazwanym przekonaniem, że to właśnie męska rzecz się modlić!), ale przełomowe okazało się doświadczenie Skautów Europy. Tam w czasie dorocznej pielgrzymki na Święty Krzyż doświadczyłem czegoś, co dziś mogę nazwać jedynie spotkaniem z Bogiem, który jest żywy i który jest Osobą. Od tego czasu modliłem się z Pismem Świętym regularnie, a po paru miesiącach zacząłem też regularne Eucharystie w tygodniu. I tak na pewnych rekolekcjach, też skautowych, pierwszy raz pojawiła się we mnie myśl, że Pan Bóg mnie powołuje do życia kapłańskiego. Była jakaś przekonująca, ale postanowiłem nic z nią na razie nie robić. Ostatecznie miałem wtedy tylko 17 lat. Jakiś czas później tak się stało, że zacząłem chodzić z dziewczyną. To jednak, może paradoksalnie, przyspieszyło moją decyzję. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że nieodpowiedzialne jest przedłużać taki związek, jeśli mam nierozwiązaną sprawę – czy chcę iść do zakonu. Dużo to kosztowało trudnego czasu na modlitwie, wątpliwości, pytań… Ostatecznie jednak coś się stało pewnego razu na mszy i postanowiłem zerwać związek i poważnie przymierzyć się do życia zakonnego. Trudna to była decyzja, był żal i też łzy, ale wiem teraz, że była to decyzja dobra.

Im bardziej poznawałem, przed wstąpieniem i w trakcie formacji, zakon dominikański, tym bardziej zachwycałem się, jak bardzo on do mnie pasuje i do tego co noszę w sercu. Lubię się uczyć i myśleć – a to zakon dla którego studia są bardzo ważne. Kocham ludzi – a to zakon posłany do głoszenia i taki, dla którego niesamowicie ważne jest budowanie wspólnoty. Chcę się modlić – a św. Dominik był człowiekiem żarliwej modlitwy i to też zostawił swoim braciom. Chciałbym się dzielić tym, co dla mnie najważniejsze i najgłębsze – a to zakon, którego hasłem jest: „kontempluj i owoce tej kontemplacji przekazuj innym”. Chciałbym być naraz człowiekiem bożym (odważmy się na szaleństwo! Przyjacielem Pana Boga), a przy tym – normalnym, mówiącym normalnym językiem, mającym swoje hobby i zainteresowania. I to też wydaje się jakieś bliskie dominikańskim sercom.

Będąc już po ślubach wieczystych i święceniach, gdy Kościół już swoim rozeznaniem potwierdził, że to właśnie jest moje życiowe powołanie, tym bardziej widzę i zaczynam doceniać jak wiele elementów mojego życia i mojej osobowości przygotowywało mnie do tego bym był dominikaninem. Skauting rozbudził we mnie pragnienie przygody – bez tego nie odważyłbym się zostać zakonnikiem. Od dzieciństwa uwielbiałem fantastykę – i choć bywają katolicy, którzy widzą tym zagrożenie duchowe, ja jestem przekonany, że to też przygotowywało mnie na życie modlitewne i zakonne – przez rozbudzenie wrażliwości na to, co niecodzienne, niewidoczne, niezwykłe, na wartości takie jak bohaterstwo i poświęcenie. Modlitwa od dzieciństwa – o tym już wspominałem. Choć w pierwszych latach życia zakonnego myślałem o nim głównie jako czymś, do czego Pan Bóg mnie wzywa, to z biegiem lat coraz głębiej odkrywałem, że jest to jednocześnie coś, za czym z najgłębszych części siebie najbardziej tęsknię i czego najbardziej bym chciał. Najbardziej „moja” droga życia na ziemi. Tak bardzo „moja”, że aż czasem ciężko mi uwierzyć, że coś takiego istnieje. Ale istnieje i za to mogę być naszemu dobremu Bogu wdzięczny.  Może jednak warto dodać, choć nie będę się tu wdawał w szczegóły, że to wszystko oczywiście nie wyklucza tego, że nieraz mi trudno, smutno i żal tego, co zostawiłem i stale muszę zostawiać.

Na zakończenie chciałbym wspomnieć jeszcze o pewnym fundamentalnym elemencie mojego powołania: Eucharystii. Jak wspominałem, gdzieś w latach licealnych zacząłem chodzić na mszę w tygodniu i szybko stał się to dla mnie żelazny i najważniejszy punkt dnia. Po pierwszych dwóch–trzech latach ożywienia minęły emocjonalne uniesienia. Zwłaszcza teraz, gdy mam na Mszy tak dużo do zrobienia, często to właśnie te techniczno-zadaniowe sprawy dominują moją świadomość w jej trakcie. Jednocześnie gdzieś w głębi serca noszę głębokie przekonanie, że to właśnie tam bije serce i źródło mojego powołania. Żeby użyć technicznego porównania, jestem pewien, że jest ona czymś jakby podłączeniem się do ładowania. Bez niej szybko moje serce i powołanie straciło by energię. Ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie, powiedział Pan Jezus, i choć nie jestem w stanie wytłumaczyć na czym opieram swoje przekonanie, to te słowa przeżywam bardzo osobiście.

Europejski Kongres Powołaniowy

W dniach 4-7 czerwca w Rzymie odbył się Europejski Kongres osób odpowiedzialnych w poszczególnych krajach za powołania. Obecni byli przedstawiciele 22 Episkopatów Europy.

Temat spotkania dotyczył przypowieści o uczniach z Emaus, głęboko rozważanej podczas ostatniego Synodu o młodzieży. Słowa: „Rozmawiali ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło”, zachęcały uczestników Kongresu do wspólnego zastanowienia się nad perspektywami duszpasterstwa powołaniowego po Synodzie.

Wszyscy zgodnie zauważyli, że trwamy w kryzysie wiary w całej Europie, nie zależnie od tego czy jest to Europa wschodu, zachodu, centrum czy południa. Jako Kościół jesteśmy zaproszeni do podążania na przód żyjąc stylem rozeznawania. Jak podkreślił jeden z biskupów rozeznawanie nie jest decydowaniem o tym, co mamy teraz robić, ale słuchaniem tego, czego chce od nas Pan. Młodzi ludzie są w Europie różni, ale jednakowo niespokojni, spragnieni czegoś wielkiego w życiu i chęci czynienia dobra. Dokumenty przed i po synodalne są mapą po której każdy kraj może podążać własną, oryginalną drogą, w zależności od kontekstu kulturowego, społecznego, politycznego w jakim się znajduje.

Podczas dzielenia się w grupach roboczych wracaliśmy do fundamentalnej prawdy, że świętość jest dla wszystkich, więc specyficzne powołanie istnieje dla każdego żyjącego człowieka. Świętość i świadectwo życia jest najmocniejszym magnesem przyciągającym młodych ludzi do Osoby Chrystusa.

Siostry Apostolinki były obecne przygotowując wystrój Sali kongresu, prezentując własne  konspekty, różne książki dotyczące tematu młodzieży, formacji, powołania i rozeznawania, oraz dzieląc się własnym charyzmatem i doświadczeniem służenia apostolstwem powołaniom.

W czasie trwania Kongresu niezapomniane spotkanie z Ojcem świętym Franciszkiem wlało do każdego z uczestników nowy zapał i wiarę. Podczas audiencji papież zachęcał nas: “Nie traćcie nadziei, z radością idźcie naprzód!”.

s. Anna Juźwiak AP

Strefa PIĘKNA

Za gruba, za chuda, za wysoka, za niska, za poważna, za wesoła, za stara, za młoda… Do tego jeszcze za głupia, za brzydka, za mało wartościowa… Ileż potrafimy sobie jako kobiety dokładać! Jeśli patrzymy na okładki czasopism dla kobiet, czy wystawy markowych sklepów, niestety nie każda tak wygląda lub tak się ubiera. A jeśli już nawet stać ją na to i ma figurę to nosi w sobie czasami tyle smutku i goryczy, że cała ta zewnętrza estetyka blednie wobec ciężaru, który nosi w sercu… Jak więc to jest z tym pięknem?

 

(więcej…)

Strefa SERCA

Od rana Messenger niecierpliwie sygnalizuje nadchodzące informacje: „Dziękuję, że Siostra jest”, „Jesteś ważną osobą w moim życiu”, „Jezus Cię kocha!” „Pięknych Walentynek”, … serduszka, grafiki, cytaty z Pisma Świętego o miłości. Acha to dziś Walentynki, no tak już jasne 😉

 

(więcej…)