Uwolnij swoje Tak

Obserwowanie nieba i szybujące ptaki jest prawdziwym spektaklem. Czasem właśnie jesienią zdarza mi się kilka dni wakacji lub duchowych rekolekcji i być daleko od miasta, w którym mieszkam. W tym właśnie okresie, przed zimą zaczynają zbierać się w grupy wędrowne gatunki ptaków. Najpierw zwołują się sejmiki bocianów, potem żurawie ze swym przepięknym klangorem, dzikie gęsi i kaczki. Ptaki przygotowują się na dalekie podróże tysięcy kilometrów do ciepłych krajów. Kiedy udaje mi się je zobaczyć, fascynuje mnie ich delikatny, a zarazem mocny ruch skrzydłami poddający się prądom i kierunkowi wiatru. Może dlatego lecące ptaki stały się symbolem wolności. Być wolnym od ziemi dla wolności w niebie. Podobny ruch latania czuje dusza, kiedy czuje się wolna. To pozwala lepiej zrozumieć, co znaczy być wolnym w wyborach, szczególnie tych znaczących, dotyczących wyboru drogi życia. Zdarza się, że po podjęciu ważnej decyzji jesteśmy zmuszeni zostawić swoich najbliższych, znajomych, lub znane nam miejsca do których czujemy przywiązanie. Nie możemy przecież myśleć tylko o sobie samych, ale rozszerzyć naszą odpowiedzialność na innych. To wszystko powoduje w nas zrodzenie się uczucia „bólu”. Dlaczego? Po prostu przecinają się więzy, które trzymały nas w różnych rzeczywistościach. Pewna mądra osoba powiedziała mi kiedyś, że gdybym była przywiązana nawet najcieńszą nicią ze złota, to i tak nie będę latać, bo nie jestem wolna! Każdy łańcuch musi być rozerwany, aby przekroczyć siebie, oderwać się i skierować ku wieczności, ku Bogu, który jest miłością i wolnością. Pan przyciąga do siebie swoją miłością, która dotyka serca i uczuć. On wzbudza wolę życia w pełni, a umysł do pragnienia prawdy, którą znajdujemy w Jego Słowie: „Jeśli pozostaniecie wierni mojej nauce, będziecie rzeczywiście moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda uczyni was wolnymi” (J 8,31,-32) oraz w połamanym Chlebie Eucharystycznym… Bycie wolnymi w wyborach fascynuje i popycha do uczynienia małych, codziennych kroków wychodzenia z siebie, z własnego egoizmu, by iść w kierunku prawdziwej Miłości. Do tego potrzeba odwagi pójścia nawet pod prąd! To nie jest łatwe i wiąże się z trudem, z trudem stracenia twarzy przed innymi, niezrozumienia, nie rzadko samotności. Wybieranie w wolności nie jest czymś smutnym czy przymusem. To coś pięknego i mocnego, ale do tego trzeba treningu. Mój tata, wielki znawca flory i fauny lasów, które okalają moje rodzinne miasto Olsztyn, często objaśnia mi w jaki sposób ptaki przygotowują się do latania, do pierwszego poderwania się z gniazda. Próbują poruszać skrzydłami raz i drugi, i następny… Rodzice zachęcają młodego ptaka do opuszczenia gniazda. Ptaki namaszczają swoje pióra tłuszczem, by chronić skrzydła od zamoczenia, rozpościerają skrzydła, by dać się unieść podmuchowi wiatru. Wybieranie z wolnością, aby nie bać się „latania” jest dla nas doświadczeniem jedynym! Tylko w ten sposób można dolecieć tam, gdzie poprowadzi nas „wiatr” Ducha Bożego. Trenujemy przez małe codzienne wybory czynione przez wsłuchiwanie się w Ducha, w ciszy serca, aby potem poruszać się zgodnie z Jego natchnieniami, tak jak drzewa kołyszą się w rytm wiatru. Podpowiada nam św. Paweł: „Pan jest Duchem, a gdzie jest Duch Pana, tam jest wolność” (2 Kor 3,17). Bóg, najwyższa Wolność, w pełnej wolności oddał życie za każdego człowieka, by uwolnić nas z największego zniewolenia, z grzechu. W innym miejscu mówi św. Paweł: „Ne przyjęliście przecież ducha niewoli, aby trwać w lęku, ale przyjęliście Ducha, który czyni was dziećmi. W Nim wołamy: Abba, Ojcze! (Rz 8,15) Zasmakowanie „latania” duszy staje się zasmakowaniem wolności umiłowanych dzieci Bożych. Dlatego możemy wybierać Miłość, która przybierze konkretny wyraz w szczególnym powołaniu. Uczenie się „latania” duszy jest uwalnianiem naszego „tak” od lęku, niepewności, kalkulacji, żądania gwarancji, od lęku przed „na zawsze”. Uczenie się „latania” duszy, to namaszczanie swoich skrzydeł balsamem miłosierdzia, by stać się lżejszymi, bardziej chronionymi i ubogaconymi darami Boga. Łatwiej wtedy stawić czoła niebezpieczeństwom i przeciwnościom życia.

Życzę dobrego latania, zawsze coraz wyżej i mocniej, ku głębokościom ducha, by w Bogu spotkać siebie naprawdę. To oznacza również lot ku prawdziwemu szczęściu!

s. Anna Juźwiak

Europejski Kongres Powołaniowy

W dniach 4-7 czerwca w Rzymie odbył się Europejski Kongres osób odpowiedzialnych w poszczególnych krajach za powołania. Obecni byli przedstawiciele 22 Episkopatów Europy.

Temat spotkania dotyczył przypowieści o uczniach z Emaus, głęboko rozważanej podczas ostatniego Synodu o młodzieży. Słowa: „Rozmawiali ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło”, zachęcały uczestników Kongresu do wspólnego zastanowienia się nad perspektywami duszpasterstwa powołaniowego po Synodzie.

Wszyscy zgodnie zauważyli, że trwamy w kryzysie wiary w całej Europie, nie zależnie od tego czy jest to Europa wschodu, zachodu, centrum czy południa. Jako Kościół jesteśmy zaproszeni do podążania na przód żyjąc stylem rozeznawania. Jak podkreślił jeden z biskupów rozeznawanie nie jest decydowaniem o tym, co mamy teraz robić, ale słuchaniem tego, czego chce od nas Pan. Młodzi ludzie są w Europie różni, ale jednakowo niespokojni, spragnieni czegoś wielkiego w życiu i chęci czynienia dobra. Dokumenty przed i po synodalne są mapą po której każdy kraj może podążać własną, oryginalną drogą, w zależności od kontekstu kulturowego, społecznego, politycznego w jakim się znajduje.

Podczas dzielenia się w grupach roboczych wracaliśmy do fundamentalnej prawdy, że świętość jest dla wszystkich, więc specyficzne powołanie istnieje dla każdego żyjącego człowieka. Świętość i świadectwo życia jest najmocniejszym magnesem przyciągającym młodych ludzi do Osoby Chrystusa.

Siostry Apostolinki były obecne przygotowując wystrój Sali kongresu, prezentując własne  konspekty, różne książki dotyczące tematu młodzieży, formacji, powołania i rozeznawania, oraz dzieląc się własnym charyzmatem i doświadczeniem służenia apostolstwem powołaniom.

W czasie trwania Kongresu niezapomniane spotkanie z Ojcem świętym Franciszkiem wlało do każdego z uczestników nowy zapał i wiarę. Podczas audiencji papież zachęcał nas: “Nie traćcie nadziei, z radością idźcie naprzód!”.

s. Anna Juźwiak AP

Życie w habicie

Rozmowa z s. Alicją Świerczek ze zgromadzenia Sióstr Apostolinek.

O życiu w pełni i o tym, że Bóg wie lepiej, co jest dla nas dobre, mimo że nie daje On gotowego przepisu na to jak być siostrą zakonną.

Paulina Świetlicka:Jak długo siostra jest w zgromadzeniu i w jakiej miejscowości siostra obecnie mieszka?

s. Alicja: Skierniewicach mieszkam już 10 lat, a siostrą jestem już 12 lat.

Jak to się stało, że wstąpiła siostra do zakonu?
To nie był mój 
plan – chciałam założyć rodzinę, być żoną i matką, rozwijać się zawodowo. Moje powołanie było dla mnie samej wielkim zaskoczeniem.

Czy siostra od zawsze była osobą wierzącą?
Tak, moja rodzina 
należała do wierzących i praktykujących. Na drodze wiary moim
wielkim autorytetem był mój dziadek. To był człowiek, wielkiego ducha, podczas wojny walczył o niepodległość Polski, a w czasach komunizmu np. u siebie w domu nocą organizował Mszę Świętą, podczas, której gromadziła się potajemnie rodzina, znajomi i
ksiądz. To mi imponowało.

Czy miała siostra możliwość poznania dziadka, jak wyglądała wasza
relacja?

Tak, dziadek zmarł, gdy miałam 15 lat. Często spędzaliśmy razem czas, pomagałam mu w pracy w gospodarstwie, jeździłam z nim koniem w pole, towarzyszyłam mu przy pracy, bawiąc się śrubami w garażu. Uwielbiałam słuchać opowiadań dziadka, tych o wojnie, o trudnych czasach powojennych. Dlatego tam gdzie był dziadek, byłam i ja: w
polu, ogrodzie, garażu itp. Był dla mnie drugim ojcem, bohaterem, przykładem. Zawsze chciałam być taka jak on. Czasem brakuje mi jego!

Dlaczego? Czy jest jakaś historia, która siostrze kojarzy się z dziadkiem?
Mój dziadek kiedyś 
nie był osoba wierzącą, natomiast moja babcia była bardzo wierząca. Już w czasie narzeczeństwa babcia miała kierownika duchowego, którym był ojciec Edmund, zaprzyjaźniony pallotyn. Odwiedzała go wraz ze swoim rodzeństwem i aby go spotkać musiała pokonać kawał drogi – ok 300 km pociągiem. Te wizyty dodawały jej siły, wiary, radości z życia. Jednak mój dziadek był o nią bardzo zazdrosny i zabronił babci tam jeździć. Wtedy babcia namówiła dziadka, aby wybrał się z nią na kolejne spotkanie do zaprzyjaźnionego zakonnika i tak się stało. Co się tam wydarzyło – tego nie wiem – jedno jest pewne, dziadek zmienił zdanie i odtąd ojciec Edmund stał się spowiednikiem ich obojga. Były to czasy komunizmu. Z tego, co mi wiadomo, ojciec Edmund odprawił za naszą rodzinę setki mszy świętych. Dziadek, natomiast stał się osobą bardzo wierzącą, dużo modląca się, uczciwą, idącą czasem pod
prąd.

Czym zatem jest to powołanie?
To wewnętrzny głos 
Boga, który pokazuje Ci drogę, jakiej nie znasz, ale wiesz, żejest twoja i masz pewność w sercu, że żadna inna nie da ci tej pełni szczęścia, co ta.

Co wpłynęło na tę decyzję Siostry?
Układam sobie 
powoli życie. Miałam chłopaka, ale rozeszliśmy się po jakimś
czasie. Myślałam, że to nie ten. Studiowałam ekonomię w Krakowie, przy okazji pracowałam, dobrze zarabiałam. Było dobrze, do momentu, kiedy nie poznałam Apostolinek.

Jak Siostra poznała Siostry Apostolinki?
Poznałam je w 
Warszawie i to było szczególne spotkanie. Siostry wówczas nie
miały żadnej wspólnoty w Polsce, były tylko we Włoszech i Brazylii. To był Dzień Skupienia dla Rodziny Świętego Pawła, na który przyjechałam z jedną rodziną, aby podczas tego czasu zaopiekować się ich dzieckiem. Tam poznałam dwie siostry Apostolinki i mnie oczarowały pięknem, które wyrażało się prawdziwością, entuzjazmem, świeżością. Chciałam być taką osobą – piękną jak one, ale nie zakonnicą (śmiech).

Jak to się stało, że siostra jednak przekonała się i wstąpiła do
zakonu?

Rozeznawałam dwa 
lata, poprosiłam o pomoc w tym mojego spowiednika, a potem jedną z Apostolinek. Jednak przekonał mnie sam Jezus, jak pojechałam do sióstr do Castelgandolfo. Tam na modlitwie usłyszałam, ze Jezus chce mnie tylko dla Siebie. To mnie przekonało- osobista relacja z Nim. Potem poznałam bliżej charyzmat sióstr Apostolinek i odkrywałam, że jest „coś” co kocham.

A jaki siostry mają charyzmat?
Naszym charyzmatem 
jest modlitwa, pomoc, towarzyszenie młodzieży w odkryciu ich
powołania, przygotowanie ich do konkretnej drogi życia: małżeństwa, życia konsekrowanego w różnych jego formach, kapłańskiego, misyjnego; towarzyszenie, modlitwa i konkretna pomoc osobom, które przeżywają trudności w obranej drodze życia, a także tym, którzy z różnych powodów porzucili powołanie. Nasz charyzmat jest bardzo specyficzny, ale bardzo szeroki. Prowadzimy też ewangelizację powołaniową tzn. taką, która ma za zadanie uświadomić ludziom, zwłaszcza młodym, ze nasze życie ma sens, jest piękne i jest wielkim darem, który każdy musi podjąć.

Co jest najcenniejsze dla siostry w drodze, którą siostra obrała?
Najcenniejsza dla mnie jest osobista relacja z Jezusem. Nie umiem być siostrą zakonną. Robię to pierwszy raz. Dlatego oddaje się codziennie w ręce Jezusa i proszę Go, by to On uczył mnie jak być siostrą, matką dla tych, do których mnie posyła.

Strefa PIĘKNA

Za gruba, za chuda, za wysoka, za niska, za poważna, za wesoła, za stara, za młoda… Do tego jeszcze za głupia, za brzydka, za mało wartościowa… Ileż potrafimy sobie jako kobiety dokładać! Jeśli patrzymy na okładki czasopism dla kobiet, czy wystawy markowych sklepów, niestety nie każda tak wygląda lub tak się ubiera. A jeśli już nawet stać ją na to i ma figurę to nosi w sobie czasami tyle smutku i goryczy, że cała ta zewnętrza estetyka blednie wobec ciężaru, który nosi w sercu… Jak więc to jest z tym pięknem?

 

(więcej…)

Strefa SERCA

Od rana Messenger niecierpliwie sygnalizuje nadchodzące informacje: „Dziękuję, że Siostra jest”, „Jesteś ważną osobą w moim życiu”, „Jezus Cię kocha!” „Pięknych Walentynek”, … serduszka, grafiki, cytaty z Pisma Świętego o miłości. Acha to dziś Walentynki, no tak już jasne 😉

 

(więcej…)

Siostra Franka Laratore – wspomnienie

Wczoraj około 23.00 po długiej chorobie i cierpieniu odeszła do wieczności Apostolinka, siostra Franka Laratore.
Była naszą 3 Przełożoną Generalną (1999-2012). To ona podjęła decyzję o otwarciu domu w Polsce i wspierała nasze pierwsze kroki tutaj. Otoczmy ją ufną modlitwą. Niech Pan przyjmie Ją do swej chwały.

(więcej…)