Siła wiary, przełom, prostota, cisza, dobroć, muzyka

NOWA SIŁA I UTWIERDZENIE W WIERZE

Wyjazd na Europejskie Spotkanie Młodych pozwolił mi na nowo zrozumieć, czym jest wspólnota. Codzienny widok tysięcy młodych ludzi śpiewających i modlących się w imię jedynego Pana Jezusa Chrystusa napełniał mnie siłą i utwierdzał mnie w wierze. Czas przepełniony życzliwością, spotykaną na każdym kroku w postaci ludzi pomagających znaleźć drogę powrotną na nocleg bądź rozdających prowiant na kolejny dzień. Modlitwa kanonami Taizé umożliwiała głęboką medytację i spokój, który zarazem był przepełniony wewnętrzną radością i uwielbieniem Boga. W trakcie całego dnia ESM umożliwiało różnorodne spędzanie czasu – od modlitw w wielu miejscach, przez wspólne posiłki, po spędzenia czasu z Bogiem to zdecydowanie dobrze zagospodarowane 5 dni, które będę chciała powtórzyć za rok! (Marta, 20 lat)

PRZEŁOM

Taizé we Wrocławiu to dla mnie czas pewnego rodzaju przełomu. Mimo że na początku trudno było mi zaangażować się duchowo w to wydarzenie, Bóg znalazł sposób by do mnie dotrzeć i zrobił to poprzez drugiego człowieka. Po raz kolejny przypomniał mi, że aby Go zobaczyć, wystarczy spojrzeć z miłością na drugą osobę. Będę wspominać Taizé jako czas prawdziwego spotkania, budowania i naprawiania relacji, a także głębszego poznania siebie i przełamywania barier. (Dorota, 20 lat)

PROSTOTA

Jadąc na Taize nie wiedziałam czego się spodziewać. Wcześniej wiele razy uczestniczyłam w różnych wyjazdach religijnych i rekolekcjach, ale duchowość Taize nie była mi znana. Jedno słowo, które było dla mnie kluczowe podczas tego wydarzenia to “prostota”. Siła tego wydarzenia to właśnie połączenie nowoczesnego podejścia do życia: minimalizmu, dbałości o środowisko i tolerancji religijnej z tradycją, czyli chrześcijańskimi korzeniami. W tym połączeniu tradycji i nowoczesności widzę przyszłość dla wielu młodych ludzi w Kościele, także dla siebie. (Ania, 22 lata)

CZAS NA CISZĘ

Przygoda z Taize zaczęła się od podróży pociągiem. Wcześnie rano spotkaliśmy się na stacji w Skierniewicach, żeby razem ruszyć na podbój Wrocławia. Okazało się, że nie będziemy jechać wcześniej zaplanowanym pociągiem, przez co zrobiło się trochę problemów z miejscami, ale nasi opiekunowie szybko rozwiązali ten problem i po chwili wszyscy siedzieli na miejscach. Podczas samej podróży (przynajmniej w moim przedziale) towarzyszyły radosne śpiewy przeplatane drzemkami. ‌Pierwszego dnia musieliśmy dojechać do hali stulecia, żeby się zarejestrować, na szczęście przez wielki tłum ludzi kilka osób z grupy nie dostało się do wyczekiwanego tramwaju, dzięki czemu mieliśmy małą przygodę z McDonaldem, kiedy reszta czekała w kolejce. Po odebraniu niezbędnych worków, które potem robiły mega wrażenie, kiedy większość ludzi we Wrocławiu miało je na swoich plecach i szybkich instrukcjach udaliśmy się do naszego miejsca spoczynku. Mieszkaliśmy u Ojców Oblatów. Co to byli za niesamowici ludzie! Największe wrażenie zrobił na mnie starszy ksiądz zajmujący się posługą w więzieniu. Podczas koncertu rapowego, w którym wzięli udział byli i obecni więźniowie, myślę, że nie jednej osobie udało się uronić łzę. Chłopaki w swoich piosenkach opowiadali o życiu, jakie wiedli wcześniej oraz o tym jak chcą żyć teraz. To było dla mnie coś niesamowitego. W modlitwach podobała mi się ich prostota oraz czas na ciszę. Samo spotkanie oraz modlitwa z ludźmi z całej Europy była ciekawym przeżyciem. Niestety z powodu intensywności oraz niewyspania nie byłem w stanie skupić się do końca na modlitwach i zdarzało mi się zasnąć. Wieże jednak, że nawet wtedy ten czas był piękny i podobał się Bogu. Jedną z rzeczy, których niektórym brakowało podczas modlitwy to obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Na szczęście nie było problemu z codzienną Mszą świętą dla zainteresowanych. Codziennie wieczorem dostawaliśmy kolację, w której mogliśmy liczyć na kopytka czy pierogi . Oprócz tego codziennie wydawany był prowiant na kolejny dzień, więc ciężko było chodzić głodnym dokładając do tego jakąś swoją przekąskę np. w McDonald ‘s. Samo wydawanie posiłków było niesamowite i bardzo zorganizowane. Nagle do sali wchodził tłum około 15 tys. ludzi i każdy dostawał jedzenie. Do tego uśmiech wolontariuszy podczas swojej pracy, był super widokiem. Nie zabrakło chwili dla pożartowania, kiedy osoba wydająca herbatę krzyczała hasła “Taize tea for free” lub “Ekumeniczna herbata dla siostry i brata”. Co ciekawego do tej reklamowanej herbaty były największe kolejki. Fajnym momentem było wspólne śpiewanie kolęd, czy innych piosenek podczas jazdy tramwajem.
‌Zwieńczeniem niech będzie moja rozmowa z młodym czarnoskórym chłopakiem, która wyglądała tak:

‌On – Hi how are you
‌Ja – I’m fine, and you?
‌On – If you are fine, I’m fine too.

 (Kuba , 22 lata)

DOBROĆ LUDZI

Jeszcze miesiąc temu do końca nie wiedziałem co to jest Europejskie Spotkanie Młodych -Taize we Wrocławiu. Na Taize znalazłem się zupełnie przypadkiem, z ciekawości. Jeśli miałbym opowiedzieć swoimi słowami, czym tak naprawdę było to wydarzenie – to na pewno wielką wspólnotą młodych ludzi, która ma zbliżone wartości moralne i przyjechała w tym samym celu, tzn. modlitwy o pokój. Jest to także możliwość spotkania bardzo wielu życzliwych osób z całej Europy, zaczynając od goszczących rodzin i parafii, wszystkich pielgrzymów, do osób duchownych i zakonnych. Mamy możliwość nawiązania nowych znajomości, rozmowy o tym jak wygląda wiara w innych krajach, modlitwy w ogromnej wielotysięcznej wspólnocie, a także zwiedzenia miasta, w którym jest spotkanie, gdyż, co roku odbywa się w innym miejscu. Wydarzeniem, które mnie najbardziej poruszyło była Msza św. dla Polaków w hali tysiąclecia przedostatniego dnia i homilia arcybiskupa Rysia. Podsumowując, na Taize czuć przede wszystkim dobroć ze strony wszystkich napotkanych osób. Taize po prostu warto odwiedzić i przeżyć je na własnej skórze. W świetle pędzącego świata i bezwartościowych rzeczy, warto postawić na Boga i wiarę, która przez wieki jest niezmienna i zawsze prowadzi do dobra. Na pewno na tym nie stracimy. (Kacper, 21 lat)

MUZYKA I ROZMOWA Z BOGIEM

To był mój pierwszy raz na spotkaniu Taize. Mniej więcej wiedziałam, czego mogłabym się spodziewać, ponieważ słyszałam wiele pozytywnych opinii na ten temat. To między innymi one mnie zachęciły do wybrania się na to wydarzenie. Uczestnictwo w spotkaniu Taize wywarło na mnie ogromne wrażenie. Uwielbiam śpiewanie w grupie, dlatego każda wieczorna modlitwa była dla mnie miłą okazją do spędzenia czasu na tym, co lubię – muzyce oraz rozmowie z Bogiem. Podobało mi się to, że był czas na modlitwę własną a pomimo to nie czuło się przesytu zbyt wieloma godzinami w Kościele. Na spotkaniu było wielu pozytywnych ludzi, z wielu krajów – rozmowa z nimi potrafiła wiele nauczyć. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Uczestnicy na każdym kroku czuli się zaopiekowani. Polecam wyjazd na spotkanie Taize każdemu i już się nie mogę doczekać kolejnego wyjazdu  (Zuzia, 21 lat)

Jedność

Nikolay uczestniczył w spotkaniu Taize’ we Wrocławiu po raz pierwszy. Przyjechał prosto z Moskwy, gdzie na co dzień wykłada Historię Średniowiecza Południowych Słowian. Był dla nas wszystkich trochę “objawieniem”, bo tak na prawdę, to nie znamy Prawosławia i młodych ludzi z Federacji Rosyjskiej. Pięknie śpiewany Kanon podczas modlitewnych spotkań “Chwalcie Pana wszystkie narody” wcielił się w nasze doświadczenie pobytu we Wrocławiu. Rzeczywistość komunii w różnorodności stała się namacalna, wysłuchana, zasmakowana. Zwięzłe świadectwo Nikolaya jest tym bardziej szczególne, bo przeżywał to spotkanie, patrzył na nie zarówno oczyma historyka, jak i młodego człowieka poszukującego czegoś więcej… i wybieraniem ufności.

Oto jego słowa: “Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest (Ef 4,5)”. Wbrew tej apostolskiej zasadzie dzieje późniejszych Chrześcijan są historią mnożących się podziałów i wojen konfesyjnych. Czy mogę uważać ludzi innego wyznania za swoich braci w Chrystusie? Podczas pobytu we Wrocławiu odpowiedziałem sobie, że nawet i powinienem. Wśród Koryntian jeden mówił, iż jest po stronie Pawła, natomiast drugi twierdził, że należy do Apollosa. Święty Paweł wytłumaczył: “Jesteśmy bowiem współpracownikami Boga, a wy jesteście Bożą rolą i budowlą Boga” (1 Kor 1, 12; 3, 4 – 9). W takim razie, gdybym kontynuował w mych myślach i podkreślał: “Oni są katolikami, ja jednak jestem prawosławny”, św. Paweł nie zgodził by się ze mną. Przecież nie zważając na różnice w liturgiach i dogmatach należymy do wspólnego Chrystusa omnes et singules. Zabrałem ze sobą głębokie zdumienie wobec nadzwyczajnej polskiej gościnności i życzliwości oraz poczucie wspólnoty pielgrzymów, chodzących przez cały Wrocław pod własną chorągwią jednego herbu!

Nikolay

Uwolnij swoje Tak

Obserwowanie nieba i szybujące ptaki jest prawdziwym spektaklem. Czasem właśnie jesienią zdarza mi się kilka dni wakacji lub duchowych rekolekcji i być daleko od miasta, w którym mieszkam. W tym właśnie okresie, przed zimą zaczynają zbierać się w grupy wędrowne gatunki ptaków. Najpierw zwołują się sejmiki bocianów, potem żurawie ze swym przepięknym klangorem, dzikie gęsi i kaczki. Ptaki przygotowują się na dalekie podróże tysięcy kilometrów do ciepłych krajów. Kiedy udaje mi się je zobaczyć, fascynuje mnie ich delikatny, a zarazem mocny ruch skrzydłami poddający się prądom i kierunkowi wiatru. Może dlatego lecące ptaki stały się symbolem wolności. Być wolnym od ziemi dla wolności w niebie. Podobny ruch latania czuje dusza, kiedy czuje się wolna. To pozwala lepiej zrozumieć, co znaczy być wolnym w wyborach, szczególnie tych znaczących, dotyczących wyboru drogi życia. Zdarza się, że po podjęciu ważnej decyzji jesteśmy zmuszeni zostawić swoich najbliższych, znajomych, lub znane nam miejsca do których czujemy przywiązanie. Nie możemy przecież myśleć tylko o sobie samych, ale rozszerzyć naszą odpowiedzialność na innych. To wszystko powoduje w nas zrodzenie się uczucia „bólu”. Dlaczego? Po prostu przecinają się więzy, które trzymały nas w różnych rzeczywistościach. Pewna mądra osoba powiedziała mi kiedyś, że gdybym była przywiązana nawet najcieńszą nicią ze złota, to i tak nie będę latać, bo nie jestem wolna! Każdy łańcuch musi być rozerwany, aby przekroczyć siebie, oderwać się i skierować ku wieczności, ku Bogu, który jest miłością i wolnością. Pan przyciąga do siebie swoją miłością, która dotyka serca i uczuć. On wzbudza wolę życia w pełni, a umysł do pragnienia prawdy, którą znajdujemy w Jego Słowie: „Jeśli pozostaniecie wierni mojej nauce, będziecie rzeczywiście moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda uczyni was wolnymi” (J 8,31,-32) oraz w połamanym Chlebie Eucharystycznym… Bycie wolnymi w wyborach fascynuje i popycha do uczynienia małych, codziennych kroków wychodzenia z siebie, z własnego egoizmu, by iść w kierunku prawdziwej Miłości. Do tego potrzeba odwagi pójścia nawet pod prąd! To nie jest łatwe i wiąże się z trudem, z trudem stracenia twarzy przed innymi, niezrozumienia, nie rzadko samotności. Wybieranie w wolności nie jest czymś smutnym czy przymusem. To coś pięknego i mocnego, ale do tego trzeba treningu. Mój tata, wielki znawca flory i fauny lasów, które okalają moje rodzinne miasto Olsztyn, często objaśnia mi w jaki sposób ptaki przygotowują się do latania, do pierwszego poderwania się z gniazda. Próbują poruszać skrzydłami raz i drugi, i następny… Rodzice zachęcają młodego ptaka do opuszczenia gniazda. Ptaki namaszczają swoje pióra tłuszczem, by chronić skrzydła od zamoczenia, rozpościerają skrzydła, by dać się unieść podmuchowi wiatru. Wybieranie z wolnością, aby nie bać się „latania” jest dla nas doświadczeniem jedynym! Tylko w ten sposób można dolecieć tam, gdzie poprowadzi nas „wiatr” Ducha Bożego. Trenujemy przez małe codzienne wybory czynione przez wsłuchiwanie się w Ducha, w ciszy serca, aby potem poruszać się zgodnie z Jego natchnieniami, tak jak drzewa kołyszą się w rytm wiatru. Podpowiada nam św. Paweł: „Pan jest Duchem, a gdzie jest Duch Pana, tam jest wolność” (2 Kor 3,17). Bóg, najwyższa Wolność, w pełnej wolności oddał życie za każdego człowieka, by uwolnić nas z największego zniewolenia, z grzechu. W innym miejscu mówi św. Paweł: „Ne przyjęliście przecież ducha niewoli, aby trwać w lęku, ale przyjęliście Ducha, który czyni was dziećmi. W Nim wołamy: Abba, Ojcze! (Rz 8,15) Zasmakowanie „latania” duszy staje się zasmakowaniem wolności umiłowanych dzieci Bożych. Dlatego możemy wybierać Miłość, która przybierze konkretny wyraz w szczególnym powołaniu. Uczenie się „latania” duszy jest uwalnianiem naszego „tak” od lęku, niepewności, kalkulacji, żądania gwarancji, od lęku przed „na zawsze”. Uczenie się „latania” duszy, to namaszczanie swoich skrzydeł balsamem miłosierdzia, by stać się lżejszymi, bardziej chronionymi i ubogaconymi darami Boga. Łatwiej wtedy stawić czoła niebezpieczeństwom i przeciwnościom życia.

Życzę dobrego latania, zawsze coraz wyżej i mocniej, ku głębokościom ducha, by w Bogu spotkać siebie naprawdę. To oznacza również lot ku prawdziwemu szczęściu!

s. Anna Juźwiak

Życie w habicie

Rozmowa z s. Alicją Świerczek ze zgromadzenia Sióstr Apostolinek.

O życiu w pełni i o tym, że Bóg wie lepiej, co jest dla nas dobre, mimo że nie daje On gotowego przepisu na to jak być siostrą zakonną.

Paulina Świetlicka:Jak długo siostra jest w zgromadzeniu i w jakiej miejscowości siostra obecnie mieszka?

s. Alicja: Skierniewicach mieszkam już 10 lat, a siostrą jestem już 12 lat.

Jak to się stało, że wstąpiła siostra do zakonu?
To nie był mój 
plan – chciałam założyć rodzinę, być żoną i matką, rozwijać się zawodowo. Moje powołanie było dla mnie samej wielkim zaskoczeniem.

Czy siostra od zawsze była osobą wierzącą?
Tak, moja rodzina 
należała do wierzących i praktykujących. Na drodze wiary moim
wielkim autorytetem był mój dziadek. To był człowiek, wielkiego ducha, podczas wojny walczył o niepodległość Polski, a w czasach komunizmu np. u siebie w domu nocą organizował Mszę Świętą, podczas, której gromadziła się potajemnie rodzina, znajomi i
ksiądz. To mi imponowało.

Czy miała siostra możliwość poznania dziadka, jak wyglądała wasza
relacja?

Tak, dziadek zmarł, gdy miałam 15 lat. Często spędzaliśmy razem czas, pomagałam mu w pracy w gospodarstwie, jeździłam z nim koniem w pole, towarzyszyłam mu przy pracy, bawiąc się śrubami w garażu. Uwielbiałam słuchać opowiadań dziadka, tych o wojnie, o trudnych czasach powojennych. Dlatego tam gdzie był dziadek, byłam i ja: w
polu, ogrodzie, garażu itp. Był dla mnie drugim ojcem, bohaterem, przykładem. Zawsze chciałam być taka jak on. Czasem brakuje mi jego!

Dlaczego? Czy jest jakaś historia, która siostrze kojarzy się z dziadkiem?
Mój dziadek kiedyś 
nie był osoba wierzącą, natomiast moja babcia była bardzo wierząca. Już w czasie narzeczeństwa babcia miała kierownika duchowego, którym był ojciec Edmund, zaprzyjaźniony pallotyn. Odwiedzała go wraz ze swoim rodzeństwem i aby go spotkać musiała pokonać kawał drogi – ok 300 km pociągiem. Te wizyty dodawały jej siły, wiary, radości z życia. Jednak mój dziadek był o nią bardzo zazdrosny i zabronił babci tam jeździć. Wtedy babcia namówiła dziadka, aby wybrał się z nią na kolejne spotkanie do zaprzyjaźnionego zakonnika i tak się stało. Co się tam wydarzyło – tego nie wiem – jedno jest pewne, dziadek zmienił zdanie i odtąd ojciec Edmund stał się spowiednikiem ich obojga. Były to czasy komunizmu. Z tego, co mi wiadomo, ojciec Edmund odprawił za naszą rodzinę setki mszy świętych. Dziadek, natomiast stał się osobą bardzo wierzącą, dużo modląca się, uczciwą, idącą czasem pod
prąd.

Czym zatem jest to powołanie?
To wewnętrzny głos 
Boga, który pokazuje Ci drogę, jakiej nie znasz, ale wiesz, żejest twoja i masz pewność w sercu, że żadna inna nie da ci tej pełni szczęścia, co ta.

Co wpłynęło na tę decyzję Siostry?
Układam sobie 
powoli życie. Miałam chłopaka, ale rozeszliśmy się po jakimś
czasie. Myślałam, że to nie ten. Studiowałam ekonomię w Krakowie, przy okazji pracowałam, dobrze zarabiałam. Było dobrze, do momentu, kiedy nie poznałam Apostolinek.

Jak Siostra poznała Siostry Apostolinki?
Poznałam je w 
Warszawie i to było szczególne spotkanie. Siostry wówczas nie
miały żadnej wspólnoty w Polsce, były tylko we Włoszech i Brazylii. To był Dzień Skupienia dla Rodziny Świętego Pawła, na który przyjechałam z jedną rodziną, aby podczas tego czasu zaopiekować się ich dzieckiem. Tam poznałam dwie siostry Apostolinki i mnie oczarowały pięknem, które wyrażało się prawdziwością, entuzjazmem, świeżością. Chciałam być taką osobą – piękną jak one, ale nie zakonnicą (śmiech).

Jak to się stało, że siostra jednak przekonała się i wstąpiła do
zakonu?

Rozeznawałam dwa 
lata, poprosiłam o pomoc w tym mojego spowiednika, a potem jedną z Apostolinek. Jednak przekonał mnie sam Jezus, jak pojechałam do sióstr do Castelgandolfo. Tam na modlitwie usłyszałam, ze Jezus chce mnie tylko dla Siebie. To mnie przekonało- osobista relacja z Nim. Potem poznałam bliżej charyzmat sióstr Apostolinek i odkrywałam, że jest „coś” co kocham.

A jaki siostry mają charyzmat?
Naszym charyzmatem 
jest modlitwa, pomoc, towarzyszenie młodzieży w odkryciu ich
powołania, przygotowanie ich do konkretnej drogi życia: małżeństwa, życia konsekrowanego w różnych jego formach, kapłańskiego, misyjnego; towarzyszenie, modlitwa i konkretna pomoc osobom, które przeżywają trudności w obranej drodze życia, a także tym, którzy z różnych powodów porzucili powołanie. Nasz charyzmat jest bardzo specyficzny, ale bardzo szeroki. Prowadzimy też ewangelizację powołaniową tzn. taką, która ma za zadanie uświadomić ludziom, zwłaszcza młodym, ze nasze życie ma sens, jest piękne i jest wielkim darem, który każdy musi podjąć.

Co jest najcenniejsze dla siostry w drodze, którą siostra obrała?
Najcenniejsza dla mnie jest osobista relacja z Jezusem. Nie umiem być siostrą zakonną. Robię to pierwszy raz. Dlatego oddaje się codziennie w ręce Jezusa i proszę Go, by to On uczył mnie jak być siostrą, matką dla tych, do których mnie posyła.

Przesłanie z Madrytu

Czy dziś modlitwa może być atrakcyjna? Czy da się zachęcić młodych ludzi do kontaktu z Bogiem? Czy możliwe jest porozumienie ponad podziałami? Czy można modlić się wspólnie z tymi, którzy wierzą inaczej? Otóż tak, można! Dowodem na to są coroczne Europejskie Spotkania Młodych organizowane przez wspólnotę braci z Taizé.

W tym roku spotkanie odbyło się w Madrycie – tradycyjnie w okresie świąteczno-noworocznym. Tysiące młodych ludzi ze Starego Kontynentu, a także z innych zakątków świata przybyło do stolicy Hiszpanii w przekonaniu, że jedność w różnorodności nie jest mrzonką, lecz ambitnym celem możliwym do zrealizowania. Wśród nich byłem również i ja – było to moje pierwsze doświadczenie z Taizé.

GOŚCINNOŚĆ

Pięknym zwyczajem związanym ze spotkaniem jest zakwaterowanie pielgrzymów u miejscowych rodzin. Jest to czysty przykład gościnności (a właśnie refleksja nad gościnnością była w centrum tegorocznych konferencji brata Aloise’a). Ja, wraz z dwoma innymi osobami, mieszkałem u rodziny na obrzeżach Madrytu. Było to dla mnie niesamowite doświadczenie – wchodzi się w życie ludzi, którzy cię wcale nie znają i pochodzą z zupełnie innej części kontynentu, a mimo to traktują cię jak członka swojej rodziny – przygotowują posiłki, udostępniają wygodne łóżka (często kosztem konieczności przeniesienia się do salonu), zapewniają możliwość kąpieli. Nie oczekują nic w zamian. Bezinteresowność i gościnność.

Mimo że nie mieliśmy zbyt wiele czasu na rozmowę z tymi, którzy nas gościli, zdążyliśmy poczuć się częścią ich życia rodzinnego. Codziennie rano, zanim wyszliśmy na modlitwę, a potem na zwiedzanie miasta, czekała na nas kawa i coś słodkiego (gdyż w Hiszpanii podobnie jak we Włoszech śniadania jada się na słodko). Wieczorem zaś przygotowywali dla nas przepyszne kolacje z dwóch dań. Nie musieli tego robić, wypływało to z ich dobrej woli. Najpiękniejsze było to, że w żadnym razie nie czuliśmy się dla nich ciężarem – tak jakby obecność innych była w tym domu czymś naturalnym.

Nie mogę nie wspomnieć o wybornym obiedzie noworocznym, który przygotowali dla nas przed odjazdem. Na stole królowała paella – tradycyjne hiszpańskie danie na bazie ryżu z owocami morza, mięsem i warzywami. Następnie podano pieczone jagnię w sosie własnym, a jako zwieńczenie – morele z lodami i kawę! Nic dziwnego, że po powrocie do Polski trochę mi się przytyło…

Na pożegnanie wymieniliśmy się prezentami. Nasi gospodarze zapewnili nas, że od teraz ich dom jest też naszym domem, a więc drzwi zawsze będą dla nas otwarte.

REFLEKSJA

Mimo napiętego planu dnia Europejskie Spotkanie Młodzieży było dobrą okazją do przemyśleń. Niesamowitym doświadczeniem było dla mnie spotkaniu tak wielu młodych osób różnych wyznań i narodowości, którzy są w stanie stworzyć wspólnotę i porozumieć się (nawet nie znając języków obcych). Jest to dowód na to, że w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy podobni – i choć żyjemy w różnych środowiskach, mamy różne poglądy i odmienne praktyki religijne, nie zwalnia nas to z obowiązku dialogu. Tym, kto łączy te wszystkie osoby, jest Jezus, który przecież tak bardzo pragnie, abyśmy tutaj na ziemi stanowili jedno. Te spotkania są konkretnym krokiem w tym kierunku.

Niezwykłe jest też to, że w zapełnionej tysiącami osób sali potrafi zapanować krystaliczna cisza podczas wspólnej modlitwy. Niech ci, którzy przywykli już do narzekania i skazywania na straty młodych ludzi, zobaczą, że z nami nie jest jeszcze tak źle, jak myślą.

Najważniejsze jednak, że ci, którzy żyją duchowością Taize, nie zatrzymują się tylko na słowach, ale czynią świat wokół nich lepszym. Na spotkaniu polskich pielgrzymów można było wysłuchać kilku takich historii: dziewczyny po szkole teatralnej, która pracuje z osobami niepełnosprawnymi, przygotowując spektakl teatralny czy chłopaka, który od kilku lat razem z całą swoją rodziną spędza Boże Narodzenie z bezdomnymi.

HISZPANIA

Będąc w Madrycie, nie mogłem zrezygnować ze zwiedzania. Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest ogromna pogoda ducha Hiszpanów, ich życzliwość i otwartość. Nie jest tam niczym dziwnym, że osoba, która jedzie razem z tobą w autobusie, uśmiechnie się do ciebie i przywita. W kościele przed mszą nie panuje niezręczna cisza, lecz ci, którzy przychodzą, witają się ze sobą, rozmawiają, składają życzenia. Po nabożeństwie też nie uciekają od razu do domów, lecz kontynuują rozmowę. Trochę brakuje mi w Polsce takiego podejścia…

Sam Madryt jest przepięknym miastem – szczególnie dzięki swojej architekturze. Mnie najbardziej zapadł w pamięć monumentalny Pałac Królewski utrzymany w barokowym stylu, a także neoklasycystyczna Katedra Matki Bożej Almudena ze swoimi niepowtarzalnymi obrazami i mozaikami. Będąc w tym mieście nie zapomnijcie wstąpić do Muzeum Prado – jednego z największych na świecie – gdzie eksponowane są dzieła takich malarzy jak Goya, Picasso, El Greco, Tintoretto, Bosch czy van der Weyden. Zarezerwujcie sobie minimum trzy godziny!

Nie sposób nie wspomnieć o jedzeniu. W hiszpańskiej kuchni króluje paella, o której już wspominałem. Można przygotowywać ją na setki różnych sposobów, w zależności od tego, jakich dodatków użyjemy. Najważniejszy w procesie jej przyrządzania jest czas. Bardzo przypadły mi też do gustu hiszpańskie słodkości, a szczególnie roscon – ciasto tradycyjnie przygotowywane na święto Trzech Króli w kształcie ogromnego donuta nadziewane pastą z guawy i ozdobione mnóstwem bakalii.

Hiszpanie słyną również z tapas czyli przekąsek, które mogą być podawane na zimno lub gorąco w towarzystwie piwa lub innego alkoholu. Na długo zapamiętam smak idealnie przyrządzonych krewetek z czosnkiem, które podbiły moje podniebienie. Niestety, z ośmiornicą nie było tak kolorowo…

Tym, co dla wielu Polaków było zaskoczeniem, był brak herbaty w hiszpańskich domach. Tego napoju się tam po prostu nie pije. W związku z tym nie potrzeba czajnika, gdyż każdy Hiszpan ma w swoim domu kawiarkę. Na prośbę jednej z sióstr o trochę wrzątku gospodyni podgrzała wodę w mikrofalówce.

Na koniec warto dodać, że Hiszpanie uwielbiają pieczywo. Nie jedzą go jednak tak jak my w postaci kanapek, ale zajadają pomiędzy jednym daniem a drugim. Nie zdziwcie się więc, że zamawiając paellę lub danie z ziemniakami czy z makaronem, dostaniecie świeżo wypieczoną bułkę. Ona nie jest dodatkiem, ona jest dopełnieniem uczty.

Kolejne Europejskie Spotkanie Młodych ku naszej radości odbędzie się we Wrocławiu. To wspaniała wiadomość dla tych, którzy dotychczas nie mogli pozwolić sobie na wyjazd ze względu na zbyt wysokie koszty. Teraz nie będzie wymówek. Ale też nie warto się wykręcać, gdyż te spotkania coś w sobie mają. Jedno mogę wam obiecać – na pewno wrócicie z nich lepsi.

Dominik Kowalczyk

 

 

 

Relacja z Madrytu

To był mój drugi wyjazd na Europejskie Spotkanie Młodych. Rok temu byłam w Bazylei i po wszystkich doświadczeniach, jakie tam przeżyłam postanowiłam w tym roku odwiedzić również Madryt. Cała nasza dziesięcioosobowa grupa wraz z s. Anną i ks. Sławkiem wyleciała 27 grudnia z Warszawy do Madrytu. Pierwszą noc spędziliśmy u bardzo gościnnych ojców Paulistów, którzy zaprosili nas pod swój dach. W czasie wyjazdu mieliśmy czas na zwiedzanie Madrytu. O tej porze roku, choć mogłoby się wydawać, że trzeba się przygotować na mrozy, Hiszpania zachwyciła nas cudownym słońcem i wysokimi temperaturami. Oczywiście korzystaliśmy z przepięknej pogody i odwiedziliśmy mnóstwo ciekawych zakątków Madrytu.

W czasie wyjazdu doświadczyliśmy ludzkiej gościnności, o której mówiliśmy też podczas rozważań na modlitwach. Zostaliśmy przyjęci niezwykle ciepło, co otworzyło serca i pomogło się zjednoczyć. Na spotkaniu mieliśmy okazje poznać mnóstwo inspirujących osób z całego świata i nawiązać nowe przyjaźnie. Bardzo rozwijające były rozmowy o wierze z przedstawicielami różnych odłamów chrześcijaństwa. Ponad wszystkimi dzielącymi nas różnicami można było nawiązać nić porozumienia, co było niezwykłą szansą, aby nauczyć się szacunku dla ludzi o odmiennych poglądach. Podczas wspólnych modlitw poczuliśmy ducha prawdziwej wspólnoty chrześcijańskiej oraz jedność. Każda rozmowa, każde wydarzenie i każdy człowiek był ogromnym źródłem radości i dowodem Bożej opieki i troski. Szukałam Pana Boga i znalazłam Go we wszystkim.  Beata