Wyjdź do świata!

W lipcu tego roku minie dokładnie 10 lat od momentu, kiedy chyba po raz pierwszy podjąłem świadomą decyzję, że chcę pójść za Jezusem. Piszę, po raz pierwszy, bo decyzję tę muszę podejmować każdego dnia. Wiem, że brzmi to jak truizm, ale jednak tak często o tym zapominamy… Swoim życiem i wyborami wciąż na nowo, i ufam, że coraz pełniej, mówię Bogu „tak”. Moment, o którym wspomniałem, w rzeczywistości był rozciągnięty w czasie na dwa tygodnie. 14 dni obozu rekolekcyjnego w Mikaszówce nad jeziorem Płaskim w 2010 roku było dla mnie okresem, w którym po pierwsze – dowiedziałem się, że Bóg mówi do mnie poprzez Pismo Święte, a po drugie – zapragnąłem każdego dnia sięgać po Biblię i słuchać tego, co Pan chce mi powiedzieć. Dobrze pamiętam towarzyszące mi wtedy uczucie podjętej decyzji – po powrocie do domu będę się modlił z Pismem Świętym. Codziennie. Jak się bardzo szybko okazało największy problem miałem z „codziennie”. Były okresy, w których trzymałem się mojego postanowienia, ale również takie, w których nie sięgałem do Biblii przez miesiąc lub dłużej. Tak czy inaczej pamiętam, że Słowo Boże, zarówno to zapisane w Biblii jak i przekazywane przez ludzi, już wtedy miało dla mnie bardzo duże znaczenie. Tak też jest do dzisiaj. Na początku, gdy zaczynałem wsłuchiwać się w głos Pana Boga postrzegałem go przede wszystkim zadaniowo. Chciałem usłyszeć, co i jak mam robić oraz czego się wystrzegać. Słowo Boże było wtedy dla mnie raczej jasne. Oczywiście były fragmenty Biblii czy proroctwa przekazywane mi w czasie modlitw wstawienniczych, których totalnie nie rozumiałem, ale poza tym miałem do przepracowania i przemiany tak wiele bardzo podstawowych spraw i zachowań, że z łatwością odczytywałem to, czego Pan Bóg ode mnie oczekuje. Obecnie, gdy słucham Słowa Bożego i żyję z Bogiem już dłuższy czas, widzę jak wiele wolności On mi daje. Bardzo często zauważam, że wybór dokonuje się między jednym a drugim dobrem. Ponadto, kiedy próbuję dowiedzieć się od Pana co mam robić w danej sytuacji, często to On zadaje mi pytanie: Maciek, a czego ty byś chciał? Czego ty tak naprawdę pragniesz?

Nakreśliłem ten dość długi wstęp, by przytoczyć pewną ważną dla mnie sytuację, która znacząco wpłynęła na moje obecne życie. Był początek 2018 roku i zastanawiałem się nad wyjazdem na piłkarskie Mistrzostwa Świata w Rosji oraz na Światowe Dni Młodzieży w Panamie. Uwielbiam podróże i wyjazd na oba te wydarzenia był w moich planach już dużo wcześniej, ale nic w tym kierunku nie robiłem. Zastanawiałem się czy Pan Bóg chce żebym tam jechał. Mistrzostwa Świata mogły kolidować z corocznymi rekolekcjami w Mikaszówce, o których już wspominałem, i na które jeżdżę co roku. Światowe Dni Młodzieży natomiast, to przede wszystkim bardzo duży koszt oraz niedogodny termin (styczeń to był czas sesji na moich ówczesnych studiach). Pewnego razu, będąc na spotkaniu wspólnoty „Głos Pana” w Skierniewicach, przyszedł mi do głowy pomysł, by poprosić o modlitwę wstawienniczą. Może Pan Bóg da mi jakieś światło w tej sprawie – pomyślałem. Podszedłem do jednego z zespołów posługujących tamtego dnia i powiedziałem krótko – mam do podjęcia pewną decyzję i nie wiem co robić, proszę o modlitwę. Tylko tyle. Po chwili jedna z modlących się nade mną kobiet powiedziała – ja mam jedynie taki obraz, że masz wyjść do świata… Wow! Co za konkret! To było tak mocne… W tamtym momencie nie potrzebowałem niczego więcej. Wiedziałem, że teraz cała reszta zależy ode mnie. Mimo, że wciąż miałem całkowitą wolność i mogłem nie jechać ani na Mundial ani do Panamy, to wiedziałem, że jeśli się zdecyduję, Pan Bóg będzie mnie w tym wspierał. Byłem pewny, że znajdą się pieniądze, bilety, uda się dograć terminy i wszystkie formalności. Przede wszystkim byłem jednak pewny, że Pan Bóg tego dla mnie chce. On, który jest Miłością, On który kocha mnie najbardziej na świecie i pragnie mojego szczęścia, chce bym miał piękne i dobre życie. Chce spełniać moje marzenia, nawet jeśli są proste i przyziemne. Jednak to, w jak dosadny sposób Bóg dał mi do zrozumienia, że chce żebym tam jechał, kazało mi patrzeć na tę sytuację szerzej. Zwłaszcza wyjazd na ŚDM do Panamy postrzegałem jako coś więcej niż jedynie prezent od Pana Boga w postaci spełnionego marzenia. Zastanawiałem się, co takiego tam się wydarzy? Co Pan mi przygotował…?

Pozwolę sobie ominąć wątek Mundialu, bo cała historia z nim związana zasługuje na oddzielny, obszerny tekst. Napiszę tylko, że cały wyjazd do Rosji wyszedł perfekcyjnie pomimo kilku trudnych momentów.

A co z tą Panamą? Moją największą obawą przed wyjazdem były pieniądze. Uzbierałem jednak 8 tysięcy złotych w niecały rok i mam poczucie, że Pan Bóg maczał w tym palce (o ile można tak o Nim powiedzieć?). Po pierwsze udało mi się znaleźć dość dobrze płatną pracę. Po drugie dostałem kilkaset złotych niespodziewanego zwrotu podatku, o którym totalnie nie pamiętałem. Po trzecie mój brat, który co jakiś czas obstawia mecze piłkarskie za drobne pieniądze, wygrał swój największy kupon w życiu i oddał mi część wygranej. Tak po prostu, na wyjazd. Po czwarte jedna z osób odpowiedzialnych za wspominane już rekolekcje w Mikaszówce uznała, że w tamtym roku nie musiałem opłacać mojego pobytu. Ostatecznie część kwoty dołożyli mi też rodzicie i tak naprawdę stosunkowo niewielkim wysiłkiem zdobyłem całą potrzebną sumę. W fazie przygotowań do ŚDM ważnym dla mnie momentem było też dość niespodziewane dopisanie się do listy na wyjazd mojego przyjaciela od czasów liceum – Tomka, z którym przeżyliśmy niejedną przygodę. Wkrótce czekała nas kolejna… O samych Światowych Dniach Młodzieży można by opowiadać bardzo długo. Było to niezapomniane doświadczenie wspólnoty, jedności Kościoła i siły drzemiącej w młodych ludziach. Czas nawiązywania znajomości i przyjaźni, które trwają do dziś i wciąż się zacieśniają. Czas wspólnej modlitwy i zabawy. Czas szalonych tańców pod gołym niebem w upalne i długie wieczory przy akompaniamencie muzyki na żywo. Tańców w towarzystwie cieszących się swoją obecnością młodych ludzi z całego świata. Ludzi, którzy stają Ci się niezwykle bliscy, nawet jeśli jest to pierwszy dzień waszej znajomości. Co wieczór to samo – najpierw kilka godzin wspólnych tańców, śpiewów i zabawy, a potem wspólne oddanie chwały Panu Bogu i zakończenie dnia modlitwą. Po wszystkim spacer powrotny do domów w towarzystwie cudownych, goszczących nas rodzin. Światowe Dni Młodzieży w Panamie kojarzyć mi się będę również z przepięknymi krajobrazami i klimatem tego niewielkiego kraju. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że spędzone tam 2,5 tygodnia było jednym z najcudowniejszych momentów mojego życia. Po powrocie z Panamy uznałem, że chyba ten wyjazd był jednak po prostu prezentem od Pana. Spędziłem piękny czas, przemyślałem i uświadomiłem sobie pewne sprawy, ale nie widziałem, żeby wyjazd ten wniósł w moje życie tak wiele jak się spodziewałem.

Z czasem dostrzegłem jednak znacznie więcej. Nieocenionym owocem tego wyjazdu są zawiązane przyjaźnie. Ludzie, którzy mnie inspirują, umacniają i towarzyszą mi. Razem z nimi udaje nam się tworzyć atmosferę rodem ze Światowych Dni Młodzieży wszędzie gdzie jesteśmy – wspólne tańce, zabawa i modlitwa. To między innymi oni zainspirowali mnie i wspominanego już Tomka do zawiązania wspólnoty młodzieżowej przy jednej z parafii w Skierniewicach. Na ten moment dopiero przygotowujemy się do oficjalnego zawiązania naszej grupy, lecz wszystko jest na najlepszej drodze, by cel ten zrealizować.

Po drugie odwiedziny Panamy utwierdziły mnie w przekonaniu, że kocham podróże i chce z nimi związać moją przyszłość. Niby nic wielkiego. Wspominałem przecież, że uwielbiam podróżować. To prawda, jednak bezpośrednio przed wyjazdem na ŚDM przechodziłem kryzys. Nie układało mi się na moich studiach (kierunek Geografia Globalizacji) i myślałem nawet czy z nich nie zrezygnować, mimo że byłem już na magisterce. Dodatkowo marzenie o założeniu rodziny było dla mnie dużo bardziej ekscytujące niż zwiedzanie świata, a podróże postrzegałem jako znaczne utrudnienie w spełnieniu tego marzenia. Do tego wszystkiego była szara, zimna jesień, która pogłębiała niechęć do jakiegokolwiek działania… Wyjazd do Panamy na nowo rozpalił we mnie ciekawość świata, chęć poznawania kultur, kontynentów, przyrody… Podjąłem decyzję, że zostanę nauczycielem geografii (a przynajmniej spróbuję) i obecnie przygotowuje się do tego na podyplomowych studiach pedagogicznych. Z czasem dojrzałem też do decyzji o założeniu bloga (wkrótce ujrzy on światło dzienne) na którym będę opisywał swoje podróże oraz opowiadał jak bardzo Bóg się o mnie troszczy. Wszystkie te ekscytujące dzieła, w których już uczestniczę lub dopiero będę uczestniczył są w znacznym stopniu skutkiem słów, które Pan Bóg wypowiedział do mnie w czasie jednej z modlitw wstawienniczych. „Wyjdź do świata” – to słowo wzywa mnie wciąż i wciąż. Dziś mocno wierzę w to, że nie tyczyło się ono jedynie podejmowanej wtedy decyzji o wyjeździe na Mundial i Światowe Dni Młodzieży. Ma ono dla mnie dużo głębsze znaczenie… (Maciek, lat 26)

Od koszykarki do katechetki

Od najmłodszych lat uwielbiałam sport. Całe dnie biegałam po podwórku grając najczęściej piłkę nożną. Następnie narodziła się pasja do koszykówki. Granie w tę grę dawało mi wiele radości. W szkole podstawowej jeden z trenerów powiedział mi, że mam do tego talent. Rzeczywiście, piłka jakoś łatwo mi „wchodziła”. Był taki czas, że wiązałam
z koszykówką całe swoje przyszłe życie. Było to coś, co lubiłam robić.

W między czasie całe moje podwórko poszło na zbiórkę harcerską. Nie bardzo chciałam, ale poszłam z nimi. Pamiętam, że zgubiliśmy się w lesie – i to mi się bardzo spodobało, że… zostałam! Na dłużej jako jedyna z „podwórkowej paczki”. Bardzo lubiłam tam chodzić, potem prowadzić zastęp czy drużynę, spędzać czas ze znajomymi i przeżywać różne przygody, które nas wszystkich spajały.

W pewnym momencie poszłam do szkoły średniej, gdzie na pierwszej lekcji religii, która jest lekcją organizacyjną, jak ja to mówię, przeżyłam swoje „osobiste Zesłanie Ducha Świętego”. Lekcja organizacyjna ma to do siebie, że nie dzieje się na niej nic szczególnego, nic, co mogłoby kogokolwiek zaskoczyć. Jednak „Duch wieje, jak chce i kiedy chce”, i pamiętam, że na tamtej lekcji w jednej chwili, wiedziałam, że chciałabym uczyć religii – nie wiedząc, że istnieją studia teologiczne. Dopiero po lekcji poszłam do Pani katechetki zapytać, co trzeba zrobić, żeby to robić. Wtedy dowiedziałam się o istnieniu takich studiów. Szłam przez szkołę średnią już z takim pragnieniem. Chociaż to wszystko nie było tak proste, jak się wydaje, bo „nic się kupy nie trzymało”. Przez okres szkoły byłam osobą nieśmiałą, która jak ognia unikała wystąpień publicznych… a tu nagle mam takie pragnienie w sercu.
         Wierzę jednak, że w tym wszystkim był i jest „palec Boży” i nie bez powodu w 1 Liście św. Pawła do Koryntian możemy przeczytać: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali.” Bóg uświadomił mi, że jak do czegoś mnie zaprasza, to on zadba o resztę, tylko muszę polegać na Nim, a nie na swoich siłach.

         Ważnym momentem było też dla mnie uczestniczenie w Kursie Filipa/Nowe Życie, najpierw zastanawiałam się, co ja tam w ogóle robię i chciałam zwiać, ale potem zostałam do końca i nie żałuję. Przeżyłam tam bardzo ważny dla mnie moment w swoim życiu – moment przebaczenia wszystkim, którzy przeciw mi zawinili, a miałam co przebaczać, szczególnie najbliższym, ale i innym osobom. Wierzę, że było to możliwe jedynie dzięki temu, że Pan Jezus na krzyżu wybaczył łotrowi, i tylko w Jego Imię jestem w stanie wybaczyć i wybaczać innym.

Następnie na spotkaniu modlitewnym poczułam wezwanie do ewangelizacji, a kto miał takie poczucie w sercu miał wyjść na przód i za te osoby się modlili inni. Od tej pory zaczęły dziać się niesamowite rzeczy w temacie ewangelizacji – zaczęłam pisać artykuły, zdarzało się udzielanie wywiadów. Aktualnie prowadzę bloga, fanpage na facebooku i kanał na YouTube – Harcerka od Pana Boga o charakterze ewangelizacyjnym. Na co dzień uczę religii w szkole. Można, więc powiedzieć, że całe swoje życie ewangelizuję, czy to w klasie, czy to w sieci. Jest to moja wielka pasja.

Pan Bóg też zapewnia o swojej trosce, obecności i prowadzeniu. Kanał na YouTube powstał jako ostatni. 2 lata modliłam się w tej intencji, czy go zakładać, czy to jest wola Boża itd. Na modlitwie powiedziałam Bogu, że jeśli chce tego kanału, to znajdą się pieniądze na profesjonalny sprzęt do nagrywania obrazu i dźwięku. Założyłam zbiórkę na katolikwspiera.pl. Potrzebowałam 3600 zł. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że ktokolwiek wesprze tę zbiórkę. Ludzie nie mieli żadnych powodów, w sumie nie wiedzieli, jak mówię i czy warto… Był taki moment zbiórki, że stanęła w miejscu. Poszłam na spotkanie wspólnoty i 2 godziny uwielbialiśmy Boga, skupiając się tylko na Nim. Po 3 dniach od tego uwielbienia zbiórka nabrała tempa, aż do tego stopnia, że jedna osoba wpłaciła mi prawie 1000 zł, a w efekcie ponad 100 % kwoty, której potrzebowałam. Wiedziałam, że jest to Boża interwencja i po raz kolejny doświadczyłam, że słowa „«Starajcie się najpierw o królestwo Boże i Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane» (Mt 6, 33)” są prawdziwe, że Pan Bóg chce tego dzieła.

Anna Kasperek – z wykształcenia teolog i pedagog (spec. terapia pedagogiczna, spec. edukacja mobilna w kulturze cyfrowej),
z pasji katechetka. Pracuje z dziećmi i młodzieżą. Interesuje się wykorzystywaniem nowych technologii w edukacji. Ewangelizuje w sieci, prowadzi fanpage na facebooku, bloga
i kanał na YouTube o nazwie W Bożej Obecności.

https://www.facebook.com/WBozejObecnosci