Jak czytać Słowo Boga?

Młodzi Francuzi

W ostatnim czasie rozmawiałam z młodzieżą o Piśmie świętym. Młodzi kilkakrotnie pytali mnie jak czytać Pismo święte. Jaki sposób jest najlepszy: na chybił- trafił, czyli tam gdzie Pismo się otworzy czytać i uznać, że te słowa mówi do mnie Bóg? Czy zaś sugerować się liturgią dnia? Poza tym pytali: Jak rozumieć Słowo Boga? Jak żyć przeczytanym Słowem?

Przyszło mi do głowy, że jakiś rok temu przeczytałam o spotkaniu papieża Franciszka z młodzieżą francuską, która wróciła z wolontariatu wśród ubogich w Argentynie i opowiedziałam mojej młodzieży o tym wydarzeniu.

Młodzież z Francji dzieliła się przeżyciami z odbytej misji. Opowiadali o trudnościach a także o niesamowitych doświadczeniach, które tam przeżyli.

Młody wiek to przeszkoda?

Mając jednak pewne wątpliwości zadali papieżowi pytanie: czy w tak młodym wieku, sami nie znając dobrze Ewangelii, mogą ją przekazywać innym? Papież natychmiast im podpowiedział: „Oczywiście, że tak. Słowo Boże najlepiej rozumieją ubodzy, bo nie stawiają mu żadnych barier. Dzięki temu dociera ono do głębi ich serca. A zatem im bardziej stajemy się ubodzy w duchu, tym, bardziej zrozumiemy Słowo Boże”.

Jaki głos ma Bóg?

Młodzież francuska podkreślała swoje obawy tego z powodu, że nie mają wiedzy biblijnej. Papież Franciszek widząc ich bezradność powiedział im tak: „Kiedy bierzecie do ręki Pismo Święte i mówicie, że nie rozumiecie go, bo brak wam wiedzy, wykształcenia, to proszę was, zróbcie taki eksperyment: przeczytajcie Słowo, wsłuchujcie się w nie, a czeka was niespodzianka, coś dotrze do waszego serca. Bo, co jest bardzo ważne: Słowo nie dociera do nas jedynie za pośrednictwem dźwięku, który wnika do naszych uszu, nie dociera za pośrednictwem naszych oczu, Słowo Boże dociera do naszego serca, przyjmuje się je dzięki otwartemu sercu.”

A jak nie usłyszę?

A co się dzieje, jeśli faktycznie czytamy i nic nie słyszymy? – zapytali młodzi papieża. „Kiedy jednak odnosimy wrażenie, że Słowo Boże do nas nie dociera, kiedy nie możemy go zrozumieć, to trzeba sobie postawić pytanie: Czy nasze serce nie jest przypadkiem wypełnione innymi rzeczami, które uniemożliwiają nam przyjęcie Słowa Bożego”.

Myślę, że papież odpowiedział w punkt francuskiej młodzieży. Oni przecież niczym nie różnią się od naszej. Te same pragnienia, nadzieje, podobne problemy, chociaż osadzone w innej kulturze. Wszyscy jednak wędrujemy do Ojca i chcemy Go jak najlepiej poznać przy bliskiej relacji z Jezusem

Życie w habicie

Rozmowa z s. Alicją Świerczek ze zgromadzenia Sióstr Apostolinek.

O życiu w pełni i o tym, że Bóg wie lepiej, co jest dla nas dobre, mimo że nie daje On gotowego przepisu na to jak być siostrą zakonną.

Paulina Świetlicka:Jak długo siostra jest w zgromadzeniu i w jakiej miejscowości siostra obecnie mieszka?

s. Alicja: Skierniewicach mieszkam już 10 lat, a siostrą jestem już 12 lat.

Jak to się stało, że wstąpiła siostra do zakonu?
To nie był mój 
plan – chciałam założyć rodzinę, być żoną i matką, rozwijać się zawodowo. Moje powołanie było dla mnie samej wielkim zaskoczeniem.

Czy siostra od zawsze była osobą wierzącą?
Tak, moja rodzina 
należała do wierzących i praktykujących. Na drodze wiary moim
wielkim autorytetem był mój dziadek. To był człowiek, wielkiego ducha, podczas wojny walczył o niepodległość Polski, a w czasach komunizmu np. u siebie w domu nocą organizował Mszę Świętą, podczas, której gromadziła się potajemnie rodzina, znajomi i
ksiądz. To mi imponowało.

Czy miała siostra możliwość poznania dziadka, jak wyglądała wasza
relacja?

Tak, dziadek zmarł, gdy miałam 15 lat. Często spędzaliśmy razem czas, pomagałam mu w pracy w gospodarstwie, jeździłam z nim koniem w pole, towarzyszyłam mu przy pracy, bawiąc się śrubami w garażu. Uwielbiałam słuchać opowiadań dziadka, tych o wojnie, o trudnych czasach powojennych. Dlatego tam gdzie był dziadek, byłam i ja: w
polu, ogrodzie, garażu itp. Był dla mnie drugim ojcem, bohaterem, przykładem. Zawsze chciałam być taka jak on. Czasem brakuje mi jego!

Dlaczego? Czy jest jakaś historia, która siostrze kojarzy się z dziadkiem?
Mój dziadek kiedyś 
nie był osoba wierzącą, natomiast moja babcia była bardzo wierząca. Już w czasie narzeczeństwa babcia miała kierownika duchowego, którym był ojciec Edmund, zaprzyjaźniony pallotyn. Odwiedzała go wraz ze swoim rodzeństwem i aby go spotkać musiała pokonać kawał drogi – ok 300 km pociągiem. Te wizyty dodawały jej siły, wiary, radości z życia. Jednak mój dziadek był o nią bardzo zazdrosny i zabronił babci tam jeździć. Wtedy babcia namówiła dziadka, aby wybrał się z nią na kolejne spotkanie do zaprzyjaźnionego zakonnika i tak się stało. Co się tam wydarzyło – tego nie wiem – jedno jest pewne, dziadek zmienił zdanie i odtąd ojciec Edmund stał się spowiednikiem ich obojga. Były to czasy komunizmu. Z tego, co mi wiadomo, ojciec Edmund odprawił za naszą rodzinę setki mszy świętych. Dziadek, natomiast stał się osobą bardzo wierzącą, dużo modląca się, uczciwą, idącą czasem pod
prąd.

Czym zatem jest to powołanie?
To wewnętrzny głos 
Boga, który pokazuje Ci drogę, jakiej nie znasz, ale wiesz, żejest twoja i masz pewność w sercu, że żadna inna nie da ci tej pełni szczęścia, co ta.

Co wpłynęło na tę decyzję Siostry?
Układam sobie 
powoli życie. Miałam chłopaka, ale rozeszliśmy się po jakimś
czasie. Myślałam, że to nie ten. Studiowałam ekonomię w Krakowie, przy okazji pracowałam, dobrze zarabiałam. Było dobrze, do momentu, kiedy nie poznałam Apostolinek.

Jak Siostra poznała Siostry Apostolinki?
Poznałam je w 
Warszawie i to było szczególne spotkanie. Siostry wówczas nie
miały żadnej wspólnoty w Polsce, były tylko we Włoszech i Brazylii. To był Dzień Skupienia dla Rodziny Świętego Pawła, na który przyjechałam z jedną rodziną, aby podczas tego czasu zaopiekować się ich dzieckiem. Tam poznałam dwie siostry Apostolinki i mnie oczarowały pięknem, które wyrażało się prawdziwością, entuzjazmem, świeżością. Chciałam być taką osobą – piękną jak one, ale nie zakonnicą (śmiech).

Jak to się stało, że siostra jednak przekonała się i wstąpiła do
zakonu?

Rozeznawałam dwa 
lata, poprosiłam o pomoc w tym mojego spowiednika, a potem jedną z Apostolinek. Jednak przekonał mnie sam Jezus, jak pojechałam do sióstr do Castelgandolfo. Tam na modlitwie usłyszałam, ze Jezus chce mnie tylko dla Siebie. To mnie przekonało- osobista relacja z Nim. Potem poznałam bliżej charyzmat sióstr Apostolinek i odkrywałam, że jest „coś” co kocham.

A jaki siostry mają charyzmat?
Naszym charyzmatem 
jest modlitwa, pomoc, towarzyszenie młodzieży w odkryciu ich
powołania, przygotowanie ich do konkretnej drogi życia: małżeństwa, życia konsekrowanego w różnych jego formach, kapłańskiego, misyjnego; towarzyszenie, modlitwa i konkretna pomoc osobom, które przeżywają trudności w obranej drodze życia, a także tym, którzy z różnych powodów porzucili powołanie. Nasz charyzmat jest bardzo specyficzny, ale bardzo szeroki. Prowadzimy też ewangelizację powołaniową tzn. taką, która ma za zadanie uświadomić ludziom, zwłaszcza młodym, ze nasze życie ma sens, jest piękne i jest wielkim darem, który każdy musi podjąć.

Co jest najcenniejsze dla siostry w drodze, którą siostra obrała?
Najcenniejsza dla mnie jest osobista relacja z Jezusem. Nie umiem być siostrą zakonną. Robię to pierwszy raz. Dlatego oddaje się codziennie w ręce Jezusa i proszę Go, by to On uczył mnie jak być siostrą, matką dla tych, do których mnie posyła.